czwartek, 24 kwietnia 2008

WMDR - World´s Most Dangerous Road

O tej części wyprawy pisałem już wcześniej. Dzisiaj mogę z zadowoleniem napisać, że punkt programu został zaliczony z wynikiem pozytywnym (czytaj: przeżyliśmy :). W przeciwieństwie do:
  • jednego rowerzysty i siedmiu Boliwijczyków, którzy zginęli tego samego dnia na skutek pekniecia opony w minibusie.
  • 40-letniego faceta, ktory tydzien temu z niewiadomych przyczyn spadł z roweru, a ułamki sekundy później przez krawędź klifu z wiadomym skutkiem
  • pewnej Francuzki, która kiedyś zsiadła z roweru po lewej stronie (zamiast po prawej) i straciła równowagę, co również zakończyło się szybkim lotem bez spadachronu
  • setek innych osob, które upamiętniają krzyże i pomniki co parędziesiąt metrów rozmieszczone przy drodze (dosłownie) lub wraki samochodow rdzewiejące gdzieś na dnie doliny...

    Cała wycieczka wyglądała tak: o jakiejś 8:30 z rana busem wyjeżdża sie na wysokość 4700 m npm, jakieś 50 kilometrów od La Paz. Tam zjazd zaczyna sie okolo 20-kilometrowym dość łatwym odcinkiem po dobrym asfalcie z prędkościami dochodzącymi do 70-80 km/h.

    Potem zaczyna sie właściwy "fun". 40 kilometrów szutru, blota i wybojów szerokości około 3.5 metra z przepaścią około 300-400 metrów pionowo w dół po lewej stronie. Podczas tych 40 kilometrów zjeżdża się z wysokości 4700 m do 1700 m npm do subtropikalnej dżungli koło miejscowości Coroico. Na drodze obowiązuje ruch lewostronny, co oznacza, że podczas zjazdu odległość od krawędzi wynosi okolo 1 metra. Przy prędkości 20-30 kilometrów na godzinę po wybojach, wystarczy nie zauważyć większego kamienia, żeby w ułamku sekundy przemierzyć tą odległość i poszybować na dół. Zdecydowanie nie pozostawia to czasu na rozglądanie się i podziwianie widoków.

    Dobrze, że w drodze powrotnej wróciliśmy tą samą trasą autobusem - dzięki temu mieliśmy szansę obejrzeć to co przeoczyliśmy w drodze na dół (np. wraki samochodów na dole). Bowiem, jedyne, co zapamiętałem podczas zjazdu to rozkład wertepów na drodze i nieźle podniesiony poziom adrenaliny. :)








    Pozostałe zdjęcia z Drogi Śmierci tutaj. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że zjazd zorganizowała firma Gravity Assisted Mountain Biking (koszt opcji all-inclusive - 75$). Wybraliśmy tę właśnie firmę, ponieważ podobno posiada najlepsze wyniki, jeśli chodzi o przeżywalność (tylko jedna ofiara śmiertelna jak do tej pory ;).

    PS. Kolejnego dnia Times opublikował artykuł na temat wypadku, który wydarzył się akurat w dniu naszego zjazdu.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz