wtorek, 22 kwietnia 2008

Uzupełniam zaległości ... - La Paz

Trochę przez ostatnie dni zleniłem się w pisaniu nowych wpisów, a trudności z przegraniem zdjęć z aparatu i powolny internet też nie były czynnikami zachęcającymi. Dzisiaj małe uzupełnienie.

Jest 22 kwietnia i zgodnie z planem dotarliśmy do Boliwii. Przekraczanie granicy należało do najdziwniejszych, jakie do tej pory widziałem: trzeba samemu pofatygować się załatwić wszystkie formalności, bo nikt nic nie kontroluje. Przez granicę tam i nazad można chodzić sobie, ile dusza zapragnie, z czego korzystają kury, lamy i zapewne lokalni przemytnicy ;)

Po załatwieniu wszystkiego zostaliśmy zapakowani w lokalny busik, którym pojechaliśmy do Copacabany. Tam dowiedzieliśmy się, że dalszy transport do La Paz odjeżdża o 13:00. Wyruszyliśmy zatem sprawdzić ceny po tej stronie granicy (taniej niż w Peru... bardzo dobrze) i zjeść coś (znowu zamówiliśmy coś "nie wiadomo co", zupa była dobra, ale na mięsie szło zęby połamać).

Wracamy na 13:00 na umówione miejsce, a tu naszego autobusu ani śladu. Po 20 minutach czekania (czekało też kilku innych gringo) lokalny "organizator transportu" kazał zabrać bagaże i zapakować się w piękny zielony autobus, który cały czas stał po drugiej stronie ulicy. Brawo za refleks :) Potem poszło już gładko, wystarczyło poczekać kolejne pół godziny aż zebrało się odpowiednio dużo chętnych i odjechaliśmy do La Paz.

Nieformalna stolica Boliwii zabija tłumem, hałasem, smrodem spalin, stromymi uliczkami i dużą wysokością (3700 m npm). Z powodu późnej godziny nie pozostało nic innego, jak udać sie do hotelu. Z przewodnika Lonely Planet (oczywiście...) wybraliśmy HI Continental za 120 boliwianów. W zamian dostaliśmy dwa łóżka z łazienką, zimno w nocy (nieszczelne okna) i prawie-ciepłe prysznice. Nie polecam.

Koszmar elektryka

(Nie-)sławny targ czarownic

Iglesia de San Francisco





Następnego dnia oprócz opłacenia naszej wycieczki rowerowej po Drodze Śmierci (o czym w następnym odcinku), z wartych wymienienia rzeczy zobaczyliśmy między innymi Plaza San Francisco, Muzeum Koki, Targ Czarownic (może przywieźć komuś zasuszony zarodek lamy albo skórę z węża? ;) oraz Valle de la Luna (parę zdjęć poniżej). I to by było na tyle... szczerze mówiąc w tym momencie La Paz miałem juz dosyć.



Pozostałe zdjęcia z La Paz i Księżycowej Doliny do zobaczenia w Picasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz