Żeby nie było zbyt różowo i zgodnie z planem, to się w międzyczasie okazało, że w Boliwijczycy nie gęsi i swoje strajki mają. Tym razem strajkowali kolejarze i nasz pierwotny plan dalszej podróży (autobusem do Oruro i dalej pociągiem do Uyuni) trzeba było zmodyfikować.
Jedynym sensownym wyjściem okazał się nocny autobus "turystyczny" w standardzie gringo (znaczy: z ubikacją na pokładzie) za 30$ (biuro Todo Turismo, odjazd z La Paz o 21:00). Dzięki temu mieliśmy okazje spędzić jeszcze jeden dzień w La Paz (ugh, ile można...). Z kronikarskiego obowiazku wspomnę, że zobaczyliśmy Calle Jean Muesos (4 muzea w jednym). Jakość ekspozycji wprost proporcjonalna do ceny - 3 boliwiany. Poza paroma złotymi eksponatami same nudy...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6dYYlM-kvkPwIGk25xKoDkDUphSfhFVI0rcmMjZ6ssngfhcLdcIPsRL8hjdV3zTThQjWuxoKrC1L0CpCfu3r5-eLIZM1Ssy4-MZnATHJQ4TbbsH8K-i7cS-eoxkCSNw6IBsJa8PBJSmM/s320/002.JPG) |
Ave. Ferrovia, Uyuni |
Co do samego autobusu trudno mieć zastrzeżenia, natomiast sama droga do Uyuni do przyjemnych nie należy. Po jakichś 4 godzinach jazdy skończył sie asfalt i do samego ranka tłukliśmy się po jakichś wertepach. Podziwiam osoby, które potrafiły spać w takich warunkach. Całe szczęście dokładnie wg rozkladu jazdy przybyliśmy do Uyuni o 7 z rana, więc bez problemu zdążyliśmy załatwić 3-dniową wyprawę jeepem po Salar de Uyuni i południowo-zachodnim zakątku Boliwii (o czym w następnym odcinku).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz