Każde dziecko w przedszkolu jest uczone, żeby nie karmić dzikich zwierząt. Bo głupie zwierzaki zapomną jak same zdobywać pożywienie, bo cukierki nie są zdrowe, bo zwierzaki mogą być niebezpieczne, albo tysiąc jeszcze innych powodów. Mnie z siostrą najbardziej chyba zapadł w pamięci argument o niezdrowych cukierkach, więc bandę wiewiórek zamieszkujących okolicę Atlatl Rock w Dolinie Ognia (Nevada) postanowiliśmy w zamian nakarmić kamyczkami i piaskiem. Zobaczcie sami:
Swoją drogą to bardzo ciekaw jestem, skąd te zabawne gryzonie znalazły na środku pustyni. Zazwyczaj spotykane są w górach, gdzie, jak uczy film "Epoka lodowcowa", żywią się żołędziami i orzeszkami. Natomiast w tym miejscu nie ma żadnych drzew w promieniu kilkuset kilometrów. Jedyne, co zapewne pozwoliło zwierzakom przetrwać, to pobliskie cieknące ujęcie wody i stale dokarmiający je turyści.
Nie wszędzie wiewiórki (właściwie to nazywają się z amerykańska chipmunk, ale nie wiem jak przetłumaczyć) są tak kulturalne. Stwierdziliśmy, że w niektórych miejscach znają także znaczenie pojęcia "samoobsługa". Wystarczy na chwilę spuścić plecaki z oczu. Bestie dobrze wiedzą gdzie szukać jedzenia.
Chociaż z drugiej strony, istnieją najwyraźniej także takie, które wolą tylko pozowanie do zdjęć:
Wszystko to jednak nic w porównaniu do marmotów spotykanych w Kings Canyon. Te podobno mają w zwyczaju pożeranie kabli i przewodów z zaparkowanych przy drodze pojazdów. Były także doniesienia, że czasami nie udawało im się na czas uciec z miejsca zbrodni i w ten sposób podróżowały po kilkaset kilometrów w przedziale silnika (źródło tutaj).
Ech te wiewiórki... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz